dziecięce grzechotki
“W codziennym życiu staramy się odruchowo ukrywać prawdę przed sobą i innymi. Napominamy się, żeby “się nad tym nie rozwodzić”, i szukamy pozytywnych potwierdzeń. Obchodząc urodziny, zdmuchujemy świeczki na torcie – nie dostrzegając, że zgasłe płomyki można również postrzegać jako przypomnienie, że zbliżyliśmy się do śmierci o kolejny rok. Sylwestra świętujemy petardami i szampanem, nie dopuszczając do siebie myśli, że stary rok już nie wróci, a nowy to wielka niewiadoma – bo przecież wszystko może się zdarzyć. Gdy dopada nas niemiła świadomość, że “wszystko może się zdarzyć”, celowo odwracamy od tego uwagę, jak matka odwracająca uwagę dziecka za pomocą grzechotki lub innej zabawki. Gdy czujemy się przygnębieni, idziemy na zakupy, do restauracji lud do kina. Snujemy różne fantazje i planujemy życiowe osiągnięcia – dom na plaży, nagrody i trofea, wczesna emerytura, świetny samochód, wspaniali przyjaciele i rodzina, sława, miejsce w Księdze Rekordów Guinnessa. Na późniejszym etapie życia pragniemy mieć wiernego partnera, z którym moglibyśmy wybrać się na wycieczkę dookoła świata albo hodować rasowe pudle. Czasopisma i telewizja ugruntowują takie wzorce szczęścia i sukcesu, wciąż tworząc nowe iluzje, które nas mamią. Te wyobrażenia o sukcesie to właśnie “dziecięce grzechotki” dla dorosłych. Każdego dnia mamy mnóstwo zajęć, ale czy cokolwiek – w naszym myśleniu lub działaniu – wskazuje, że uświadamiamy sobie, jak kruche jest życie? Tracimy czas w kolejce do multikina, żeby zobaczyć kiepski film. Albo pędzimy do domu, żeby zdążyć na reality show w telewizji. Siadamy i oglądamy reklamy w oczekiwaniu na program, a… życie ucieka”.
Dzongsar Dziamjang Khjentse – JAK NIE BYĆ BUDDYSTĄ (strony 25-26, Wydawnictwo: Czarna Owca, Przekład: Robert Sudół)