Blog

Czagdud Tulku – trzyletnie odosobnienie

“Kolejne trzy lata życia spędziłem w specjalnym budynku stojącym na skraju klasztornych zabudowań. Nikt z zewnątrz nie mógł oglądać praktykujących w odosobnieniu, ani też nie powinien być przez niego widziany – zasady tej przestrzegano rygorystycznie. Dlatego też budynek odpowiednio zaprojektowano. Nie miał w ogóle zewnętrznych okien, a drzwi maleńkich izdebek wychodziły na wewnętrzny dziedziniec. Role latryny pełniła otwarta, otoczona wysokim murem szopa. Było nas tam siedmioro: lama Ce Gyn, lama Atse, ja , dwóch innych mnichów, gonla (ktoś, kto nieprzerwanie wykonuje medytacje strażnika nauk, by ochraniać wszystkich praktykujących) i asystent. Ten ostatni troszczył się o ołtarz i składał ofiary z wody, którą napełniał codzienne 108 miseczek. Dostarczał nam też żywność i inne artykuły oraz przynosił do budynku wodę.

Dni wypełniały sesje medytacyjne. Początek każdej obwieszczał gong, na dźwięk którego cichły wszystkie rozmowy. Gong odzywał się także pod koniec każdej sesji. Pierwsza zaczynała się bardzo wcześnie, bo około trzeciej, czwartek nad ranem. Po niej nadchodził czas na śniadanie, które przygotowywano częściowo jeszcze wieczorem poprzedniego dnia. Gliniany garnek wyścielony grubą warstwą jaczego łajna wypełniano węglem, który tlił się przez całą noc. Nad nim wieszano ogromny imbryk z wodą, do której wrzucano garść herbacianych liści. Następnie wszystko przykrywano grubym suknem, by woda nie wystygła. Rankiem do parującej herbaty dodawano mleko i masło, po czym wszystko to mieszano z tsampą – prażoną mąką jęczmienną, która stanowiła podstawę diety Tybetańczyków. Trzy razy dziennie jedliśmy tsampę z suszonym serem lub jogurtem. Czasem nawet mogliśmy dodać trochę suszonego mięsa”.

Czagdud Tulku – MISTRZ TAŃCA (strony 66-67, Wydawnictwo: Damaru, Przekład: Jarosław Należnik)

X